mikrodawkowanie psychodelików

7 powodów, przez które zacząłem mikrodawkowanie psychodelików

Jakiś czas temu siedząc w pokoju i ślęcząc przed komputerem, postanowiłem uchylić okno. O dziwo, zamiast krakowskiego smogu do środka wpadło rześkie, chłodne powietrze zwiastujące nadchodzącą zimę. Wziąłem głęboki oddech i… poczułem euforie i ciepło rozchodzące się po całym ciele. Zaraz po tym poczułem jednak fale smutku, kiedy uświadomiłem sobie, że nie wiedząc, kiedy utraciłem zdolność do doceniania i cieszenia się tak małymi i prostymi rzeczami. Nadszedł czas, aby zrobić krok w tył. Po kilku miesiącach bicia się z myślami i robieniu researchu postanowiłem wreszcie spróbować mikrodawkowania.

Miałem dwa cele. Po pierwsze sprawdzić na własnej skórze czym tak ekscytuje się Dolina Krzemowa. Po drugie zauważyłem, że pomimo coraz lepszych wyników w różnych dziedzinach, gdzieś tam z tyłu głowy ciągle czułem, że czegoś mi brakuje. Kolejny projekt, kurs, książka, którą mógłbym zająć głowę, zdawała się jedynie plastrem przyklejonym na ropiejącą ranę. Potrzebowałem czegoś, co pozwoli mi spojrzeć na siebie i moje życie z lotu ptaka, złapać oddech, jednocześnie nie wpływając negatywnie na produktywność. Postanowiłem zrobić eksperyment z mikrodawkowaniem. Główne problemy, z jakimi w trakcie będę chciał się zmierzyć to:

1. Problemy z koncentracją

Multitasking nie działa. Przynajmniej u mnie. Mój mózg chociaż nie odnajduje się w pracy nad kilkoma zadaniami jednocześnie to ma kompulsywna potrzebę, aby w trakcie pracy rzucić okiem na Instagrama/Facebooka, sprawdzić czy X mi już odpisał lub po prostu się wyłączyć i pozastanawiać  co czuli mieszkańcy Stalingradu, kiedy opalając się beztrosko nad brzegiem Wołgi zobaczyli pierwsze niemieckie samoloty lecące w kierunku ich miasta. Co prawda ciekawy temat ale nie w momencie kiedy szukam prelegenta na zbliżającą się konferencje. 

2. Branie zbyt dużo na siebie

Nigdy na dłuższą metę nie działało u mnie przekonanie, że jeśli wykonam swoją pracę szybciej i wydajniej to potem resztę dnia mogę odpoczywać. Nie! Jeśli wykonałem swoja prace szybciej i wydajniej, to znaczy, że mogę tego dnia zrobić jeszcze więcej. A jeśli i te zadania nauczę się robić szybciej to mogę dołożyć kolejne i, kolejne i tak w nieskończoność. Powoduje to coraz większe poczucie przytłoczenia i wrażenie, że praca i tak nigdy się nie skończy.

3. Skupianie się na rzeczach mało ważnych

Ostatnio moja koleżanka powiedziała, że czuje, że potrzebuje jakiejś zmiany w swoim życiu wiec… zapisała się do kosmetyczki na paznokcie. Co prawda ja do kosmetyczki nie chodzę ale również często przesiaduje w ćwiartce “ważne i niepilne”. Przez to, że biorę na siebie dużo obowiązków, część z nich siłą rzeczy jest mniej ważna od pozostałych. Jednak jeśli mam coś na liście, mam olbrzymią potrzebę, aby to odhaczyć, więc duże i trudne zadanie robię po łebkach żeby jak najszybciej przejść do tych małych przyjemnych. Uzależniłem się od zastrzyku dopaminy po “zaliczonym” zadaniu bez względu na jego ważność. Jakby tego było mało, ciągle zajmując się bzdurami zaczynam tracić z oczu szerszy obraz.

4. Brak satysfakcji i zatracona umiejętność odpoczynku

Po skończonym, nawet bardzo produktywnym dniu nie mam poczucia satysfakcji. Widząc ile jeszcze w ciągu najbliższych tygodni mam do zrobienia, zamiast poczucia wykonanej dobrej roboty skupiam sie na tym, ile mnie jeszcze czeka i czy może jak teraz jeszcze szybciutko cos zrobię to jutro dam sobie więcej luzu. Nigdy nie dałem.

5 . Kiepski kontakt z innymi ludźmi

Poprzez ciągłą pogoń za swoimi celami zauważyłem, że tracę kontakt z ludźmi w okół mnie. Coraz bardziej mnie drażnili nawet zwykłym “Co tam?”, bo wybijali mnie z myślenia o sobie i swoich kolejnych posunięciach. Spotykając się z kimś, z tyłu głowy liczyłem ile mogę mu poświęcić czasu i co będę robił, kiedy już się rozejdziemy. Zdecydowanie obniża to przyjemność i niszczy jakość relacji.

6. Utrata radości i beztroski

Kiedyś nie ogarniałem swojego życia w kompletnie żadnym aspekcie, było ze mną tak źle, że chyba połączyłem ze stanem “beztroski i luzu” tyle negatywnych emocji, że teraz przeszedłem w druga skrajność i przez 90% czasu, nawet kiedy nic konkretnego nie mam do roboty mam poczucie, że muszę “napierdalać” i cały czas cisnąć. Czuje, że powoli zaczyna mnie to wypalać od środka, tym bardziej, że wiem, że najskuteczniejszy jestem, kiedy pracuje w stanie lekkiego “wyjebania”.

7. Małostkowość i przejmowanie się rzeczami błahymi

Co będzie, jeśli mi się nie uda? Co on wtedy o mnie pomyśli? Czy jeśli zrobię X to zrobi to na nich wrażenie? Co muszę zrobić, aby czuć się lepiej od nich? Jakim cudem mu tak dobrze idzie? Mam nadzieje, że powinie mu się noga. Jeśli kupie sobie X to na pewno poczuje się lepiej!

Zasadniczo tak właśnie wygląda ostatnio duża część mojego dialogu wewnętrznego, często przez to mentalnie szuram po glebie, zamiast zająć się sobą. Mój umysł przez to na co dzień coraz częściej porusza się utartymi ścieżkami, a ja mam wrażenie ze życie ucieka mi przez palce.

Po pierwszych 2 tygodniach, kiedy udało mi się w końcu wyliczyć odpowiednią dawkę czuję, że trafiłem w dziesiątkę. Na razie nie chcąc zapeszyć, po prostu będę kontynuował eksperyment. W międzyczasie w kolejnych artykułach przybliżę czym, jest mikrodawkowanie, czy da się legalnie mikro dawkować w Polsce, jakie są zagrożenia oraz wiele więcej. Stay tuned

2 thoughts on “7 powodów, przez które zacząłem mikrodawkowanie psychodelików”

  1. Mikrodawkowanie dokładnie czego?
     
    oraz jak tam ogólnie Ci idzie?
     
    Chciałem sobie w website wpisać “Po co komu teraz strona w sieci?” ale się nie da, więc umieszczę to tutaj 🙂

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *